Teraz jest 21 listopada 2024, o 10:49

Pierwsza żona - Erica Spindler (Kawka)

Alfabetyczny spis recenzji ROMANSÓW KRYMINALNO-SENSACYJNYCH
Avatar użytkownika
 
Posty: 21062
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Pierwsza żona - Erica Spindler (Kawka)

Post przez Kawka » 14 października 2016, o 21:06

Moja opinia na temat książki „Pierwsza żona”, której autorką jest Erica Spindler.

Uwaga, poniżej mogą być małe spojlery!

Zacznę od tego, że bardzo lubię książki Spindler. Zawsze sięgając po tę autorkę mam przekonanie, że się nie zawiodę. Znakiem rozpoznawczym tej pisarki jest nagromadzenie emocji i dobrze umotywowane działanie bohaterów, a przede wszystkim pasja. Te książki się przeżywa i odczuwa się razem z postaciami. Sporo ich przeczytałam i mimo, że nadal uważam Spindler za jedną z moich ulubionych autorek, ta książka nie jest jej najlepszą. Poniżej postaram się udowodnić dlaczego.

Główną bohaterką „Pierwszej żony” jest Bailey Browne, młoda kobieta, która niedawno straciła matkę. Ojciec odszedł od rodziny, kiedy Bailey byłą jeszcze małą dziewczynką, dlatego długa i potworna choroba, a potem śmierć ukochanej mamy, jedynej bliskiej osoby na świecie, była dla niej koszmarem. Tak to nakreśla we wprowadzeniu postaci autorka. Ja jednak tego nie odczułam w trakcie czytania. Bohaterka poza samym początkiem, w ogóle nie poświęca żadnej myśli matce. A przecież matka była dla niej wszystkim. Żałoba po najbliższej osobie trwa około roku i choć ludzie są różni, różnie reagują, to z psychologicznego punktu widzenia, pierwszy rok jest tym, w którym ma się wiele sprzecznych emocji i myśli się sporo o zmarłym. Nie sądzę, żeby nawet największy natłok ciekawych, strasznych zdarzeń, które następują po sobie w tej książce, był w stanie przyćmić żałobę po niedawno zmarłej osobie. Dla mnie to szalenie niewiarygodne i jest to chyba największy błąd w kreacji tej postaci.

Bailey, dotąd spokojna i zrównoważona, będąc na wycieczce na Karaibach, poznaje tam tajemniczego ale bardzo pociągającego mężczyznę – Logana Abbotta. Para od razu się w sobie zakochuje i spędza ze sobą każdą chwilę. Po około tygodniu (!) biorą ślub, a po kolejnych dwóch wyjeżdżają do jego rodzinnej posiadłości w Luizjanie. Tutaj kolejny błąd. Czy autorka celowo chciała zrobić z bohaterki naiwną kretynkę, czy wyszło to niejako przypadkiem? Nie wiem. W każdym razie, kto normalny bierze ślub po tygodniu i kompletnie nie znając swojego męża, nic praktycznie o nim nie wiedząc, decyduje się jechać z nim na drugi koniec świata? No cóż, Bailey. Na miejscu okazuje się, że jednak tak różowo nie będzie. Siostra Logana oraz jego przyjaciele i pracownicy odnoszą się do Bailey z rezerwą lub ledwo skrywaną wrogością. Poza tym, powoli wychodzi na jaw, że dziewczyna w ogóle nie zna swojego wybranka. To zresztą żadne zaskoczenie, skoro wyszła za niego po tygodniu znajomości. Bialey stopniowo dowiaduje się o rzeczach, które mąż chce przed nią ukryć i coraz mniej się to jej podoba. Okazuje się, ze za rodziną Abbotów ciągnie się zła sława. Była żona Logana zniknęła przed laty w bardzo tajemniczych okolicznościach, podobnie jak kilka młodych kobiet z okolicy. Wraz z rozwojem książki Bailey dowiaduje się stopniowo nowych faktów z życia rodziny Logana. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ale na miejscu bohaterki po pierwszym tygodniu uciekłabym, gdzie pieprz rośnie. A ona zostaje i boi się coraz bardziej. Wiem, że trudno się doszukiwać logicznego myślenia u kogoś, kto bierze ślub z nieznajomym, no ale chyba instynktu samozachowawczego też nie ma.

Kolejna sprawa to Logan. Autorka kreuje go na mrocznego i pełnego tajemnic, co w sumie wychodzi. Niemniej, nie podoba mi się, że Logan nie powiedział od razu wszystkiego żonie. Tłumaczy się, że chce ją chronić. Dzięki takiemu postępowaniu co najmniej raz naraża żonę na prawdziwe niebezpieczeństwo. W ogóle w tej książce wszyscy są nieskorzy to mówienia prosto z mostu bohaterce, co mnie strasznie irytowało. Wiem, że gdyby było inaczej, autorka nie napisałaby prawie 500 stron i na pewno nie byłoby tajemnic, które trzymają w ciekawości prawie do końca. A tak, dzięki głupim bohaterom, czytelnik ma możliwość poznawać tę historię krok po kroku. Przyznam szczerze, że jest to dobry zabieg, żeby utrzymać uwagę czytelnika.

Co do samej historii, tajemnic, zagadek i kreacji bohaterów drugoplanowych – nie mam zastrzeżeń. Wszystko jest logiczne i trzyma się kupy. Przynajmniej ja nie wyłapałam żadnych rażących błędów. Największym błędem jest, według mnie, źle skonstruowana główna para. Nie ma między nimi większych uczuć. Wiem, że autorka skupiła się na wątku kryminalnym, ale w innych jej książkach tego samego gatunku, jest znacznie więcej dobrze rozpisanych emocji. W „Pierwszej żonie” nie wczułam się w klimat. Owszem, ciekawiło mnie co będzie dalej, ale główna para była mdła i mało interesująca. Ich relacje pomiędzy sobą zbyt nudne, a zachowanie Bailey kompletnie niezrozumiałe. Zamiast pakować manatki i uciekać z tego wariatkowa po pierwszej przygodzie, ona tkwi w miejscu i czeka nie wiadomo na co, choć nie ufa własnemu mężowi i boi się go. Może powodem, dla którego autorka opisała to właśnie tak, był fakt, że główna para praktycznie się nie znała. Niemniej, nie przekonali mnie do siebie, nie polubiłam ich, zwłaszcza idiotki Bailey, która bawi się w detektywa, mimo iż wie, że ktoś ją może zabić za wpychanie nosa w nie swoje sprawy.

Mimo powyższych minusów „Pierwsza żona” to dobra książka, którą szybko się czyta, a akcja bardzo wciąga i naprawdę trudno się oderwać. Mimo kilku niedoróbek w kreacji głównej postaci i głupoty Bailey, mogę spokojnie polecić. Niestety, osoby, które nastawią się na jakiś płomienny romans i pasjonujące emocje między główną parą (do czego przyzwyczaiła Spindler w innych powieściach), mogą się trochę rozczarować. Lepiej potraktować tę książkę jako kryminał i wtedy wszystko powinno być w porządku.
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".

Avatar użytkownika
 
Posty: 13117
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:14

Post przez Dorotka » 14 października 2016, o 22:19

Jak widać różnimy się w odbiorze tek książki i to znacznie, bo mnie ona bardzo rozczarowała. Ale mnie zmylił opis i może dlatego odebrałam ją tak, a nie inaczej. No i ja niestety nie jestem fanką kryminałów i sensacji - nie, to zdecydowanie nie moja bajka, więc pewnie popełniłam błąd sięgając po tę książkę i licząc na coś więcej. Ale z drugiej strony nie odpowiada mi sam sposób w jaki pani Spindler pisze, dla mnie jej styl jest za ciężki. Rozumiem jednak, że innym może się ta powieść podobać, wszak gusta są różne. Dla mnie największą wadą tej książki jest mylący opis, który sugeruje, że znajdę tu również romans, a takowego tu nie ma. A przecież właśnie dla owego romansu połączonego z nutką sensacji kupiłam tę książkę.
Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek


Powrót do Recenzje romansów kryminalno-sensacyjnych

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości