The Captive (#Captive Hearts) - Grace Burrowes
Lubię Grace Burrowes. Przeczytałam wszystkie jej wydane u nas książki, już jakiś czas temu, i złapałam się na tym, że pamiętam ich treść. Co nie jest wcale w moim przypadku oczywiste, bo czytając dużo, często zapominam, o co szło.
A z Burrowes jest inaczej. Pamiętam, może nie najdrobniejsze szczegóły, ale fabuła pozostaje mi w pamięci. I bohaterowie. Bo Burrowes pisze fajnych bohaterów, dość współczesnych w swoich reakcjach, empatycznych i zwyczajnie przyzwoitych. Kobiety są najczęściej pragmatyczne i zdecydowane, mężczyźni bez zadęć na samca alfa. Pracowici, nie rozpustni, często posiadający jakiś sensowny fach i odpowiedzialni.
Ta historia akurat jest chyba najsmutniejsza i najpoważniejsza z dotychczas przeczytanych przeze mnie książek Burrowes.
Christian Severn, diuk Mercie, został porwany przez Francuzów w czasie wojen napoleońskich, więziony w twierdzy i torturowany przez prawie rok; uwolniony po klęsce Napoleona, wraca do Anglii. Złamany psychicznie, fizycznie mocno pokiereszowany, usiłuje wrócić do sił i, klasycznie, zemścić się na swoim oprawcy. Wraca do majątku, ściągnięty tam niemal siłą przez Gillian, hrabinę Greendale, kuzynkę jego zmarłej żony. Bowiem w czasie, gdy Christian był więziony, zmarła jego żona oraz zmarł jego synek i dziedzic. W majątku pozostaje ośmioletnia córka Lucy, która wskutek tragicznych przeżyć przestała mówić.
To jest książka o milczeniu. O różnych rodzajach i powodach milczenia. Każdy z bohaterów: Christian, Gilly i Lucy zaliczył swoją porcję milczenia, każdy z innych powodów. To jest też książka o syndromie sztokholmskim, pokazanym w różnych odsłonach. I wreszcie to jest książka o drugiej szansie, o rodzeniu się uczucia, o powrocie do normalnego życia po traumatycznych przejściach (każdego z bohaterów). To nie jest zabawny romans, chociaż niesie w sobie pewne ciepło, zwłaszcza w sposobie, w jaki bohaterowie się do siebie odnoszą. Jest w nim coś miłego, optymistycznego, ciepłego właśnie. Ale to właśnie, jak mi się wydaje, jest rozpoznawalną cechą książek Burrowes. Ten sposób, w jaki ludzie z sobą rozmawiają.
Polecam. Warto przeczytać, zapadnie w pamięć.
8/10 (odejmuję punkt za lekkie spowolnienie akcji gdzieś tak pośrodku książki, drobiazg w sumie, bo całość na bardzo przyzwoitym poziomie).
I na koniec francuska okładka - niebanalna (cała seria ma mieć podobne okładki).
PS. Pozycja na pewno trafi do moich typów maja