Kerstin Gier "Z deszczu pod rynnę"
Czyli chick lit w wydaniu niemieckim.
Tytuł oryginalny: "Für jede Lösung ein Problem"
Data pierwszego wydania: 2007
Wydawnictwo: Sonia Draga
Rok wydania polskiego: 2009
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 335
Uwagi: zakończenie książki to HFN
Jak to często z chick litami bywa, mamy tu dosyś poważną tematykę, ale potraktowaną bardzo na luzie. Główna bohaterka, Gerri, ma depresję i postanawia popełnić samobójstwo. Nie będę wnikać w głębię jej depresji, ale mogę się założyć, że lekarze tak by jej nie zdiagnozowali. Prędzej była to chandra albo kiepski nastrój wywołany nagromadzeniem problemów, ale nieważne, co ją do tego doprowadziło, efekt jest taki, że bohaterka podejmuje decyzję o zakończeniu swej męki na naszym świecie.
Ponieważ jej decyzja była nieodwołalna, to napisała listy pożegnalne do członków rodziny, przyjaciół i pracodawców i wysłała je na krótko przed śmiercią. Pech ją nadal prześladował i nie udało jej się umrzeć. Szkoda, bo plan był doskonały, a ona świetnie przygotowana. Przed samobójstwem wyrzuciła większość swoich rzeczy i popaliła za sobą różne mosty. Żeby dobrze wyglądać po śmierci, miała specjalnie kupioną bardzo drogą sukienkę, była u fryzjera i w ogóle była fantastycznie odpicowana.
Gdy wszystko się wydało, przyjaciele nakłonili ją do zmiany zdania i zrezygnowania z postanowienia. Kochali ją i bardzo ją wspierali.
Jej rodzinie raczej było wszystko jedno. Była bez żadnego powodu czarną owcą rodziny, nie czuła się kochana ani im potrzebna.
Zawartość listów była dość przykra dla wielu osób, dlatego Gerri została przez swoją mamę zmuszona do przepraszania wszystkich za swoje słowa i do odkręcania wielu spraw. Straciła mieszkanie w domu ciotki, ale mogła zamieszkać u przyjaciółki. Wynikło również bardzo dużo innych zmian w jej życiu. W większości na lepsze.
Książka opisuje perypetie Gerri od momentu podjęcia decyzji do szczęśliwego zakończenia polegającego na znalezieniu odwzajemnionej miłości.
W miedzyczasie spotyka się z przyjaciółmi i rodziną oraz organizuje swoje życie na nowo.
Przekwalifikowuje się w pracy: przez dziesięć lat była autorką harlequinów typu Medical, a teraz musi pisać paranormale, do czego, okazało się, że także ma talent, mimo że się bała, że jej to nie wyjdzie. Wprawdzie jej wampiry pracują w szpitalu, ale za to mają dostęp do banków krwi.
Jej wybranek był nie tylko super przystojny, ale na dokładkę pochodził z bardzo bogatej rodziny, dzięki czemu mogła kłuć w oczy różne podłe ciotki, nie życzące jej zbyt dobrze. Dzięki temu związkowi i innym zmianom w życiu, Gerri przestanie być czarną owcą rodziny.
Czyta się świetnie. Książka napisana jest w ładnym stylu. Jest dużo humoru, czasem czarnego.
Przewija się tam ogromna liczba bohaterów pobocznych, o niesamowicie interesujących charakterach. Ponieważ poznajemy świat oczami Gerri, to o innych bohaterach dowiadujemy się tylko tego, o czym ona sama wie, nie poznajemy ich tak dobrze jak samą Gerri.
W sumie jest lekko, łatwo i przyjemnie a przy okazji także dowcipnie.
I jeszcze mała ciekawostka: Gdy Gerri dowiaduje się, że, żeby zachować pracę w wydawnictwie harlequinopodobnym, będzie musiała zmienić tematykę swych książek, ale za to od teraz będzie miała wpływ na wygląd okładek, to bardzo się ucieszyła, że nareszcie dziewczyny na okładkach będą miały ten sam kolor włosów, co jej bohaterki. - Skąd my to znamy? - Szkoda jednak, że w Wydawnictwie Sonia Draga nikt nie wpadł, żeby tego dopilnować w przypadku tej książki. Cała rodzina głównej bohaterki, jej mama i wszystkie siostry są blondynkami, ona jedna nie, a na polskiej okładce niestety mamy blondynkę.