Teraz jest 16 kwietnia 2024, o 05:50

Królewska krew - Jennifer Blake (Kawka)

Alfabetyczny spis recenzji ROMANSÓW HISTORYCZNYCH
Avatar użytkownika
 
Posty: 20831
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Królewska krew - Jennifer Blake (Kawka)

Post przez Kawka » 16 października 2018, o 11:28

Jennifer Blake „Królewska krew”

Uwaga, poniżej mogą być spojlery!

Akcja powieści rozgrywa się w 1820 r., w Luizjanie. Młoda i piękna Angeline po utracie rodziców została przygarnięta przez ciotkę. Wiedzie spokojne życie do momentu, gdy jej kuzynka - Claire wykorzystując podobieństwo do Angeline wplątuje dziewczynę w niebezpieczną intrygę. Rolfe – egzotyczny książę z dalekiego europejskiego kraju, szuka zabójcy swego brata, równocześnie będąc celem ataków skrytobójcy. Przekonany jest, że kluczem do zagadki jest Claire więc podąża jej tropem. Wskutek intrygi kuzynki porywa niewinną Angeline.

Tę książkę bardzo szybko się czyta. Akcja jest poprowadzona sprawnie i z przytupem. Mimo sporej ilości stron, nie ma się wrażenia dłużyzn, wręcz przeciwnie – dość szybko i przyjemnie upływają. Książka sama się czyta, jest klimatyczna i esencjonalna. Nie ma żadnych zapychaczy fabularnych, które by spowalniały akcję. Wszystko dozowane jest z umiarem – zarówno dialogi jak i opisy, sceny erotyczne , sceny akcji i sceny wolniejsze, które pozwalają odkryć charakter i motywację bohaterów. Sama opowieść jest ciekawa i wciągająca, chwilami nie mogłam się wprost oderwać od lektury i mocno przymykałam oko na niedociągnięcia, bo ta historia mnie po prostu zainteresowała.

Bohaterka jest miła, sympatyczna i niewinna. Można ją od razu polubić. Mimo pozornej mimozowatości, ma charakter. Gorzej z bohaterem, na początku jest tępym dupkiem, o którego nie trafiają żadne logiczne argumenty jednak gdyby trafiały, nie byłoby ważnych dla akcji wydarzeń. Jest też gwałcicielem. Gwałci bohaterkę i mimo iż autorka stopniowo stara się złagodzić trochę jego wizerunek, to gwałt pozostaje gwałtem. Bohaterka wyraźnie nie chce tego, co się stało (w trakcie drapie mu twarz do krwi), mimo iż jej ciało reaguje pozytywnie na jego poczynania. Nie wiem w którym roku wydana została ta powieść po raz pierwszy ale mam podejrzenia, że jest to starszy romans (lata 70-80), bo takie rozwiązanie fabularne było popularne w tamtym czasie, np. u Bertrice Small, czy Rosemary Rogers.

Na plus tej powieści można wyróżnić spore nagromadzenie emocji, czego mi ostatnio brakowało w czytanych książkach, choć nie do końca są to pozytywne emocje. Na początku relacja między bohaterami najbliższa jest nienawiści. Potem chyba przeradza się to w syndrom sztokholmski. Nie przepadam za motywem uległości bohaterki względem bohatera, zwłaszcza o podłożu seksualnym, czyli dokładnie tak, jak to jest przedstawione w książce. Ona go nienawidzi, a równocześnie ją podnieca. Ich pierwsze zbliżenia to praktycznie same gwałty, mimo iż autorka próbuje stopniowo nieco złagodzić wizerunek Rolfe’a i powoli go „cywilizuje”. Mnie to nie przekonało, ani nie sprawiło, że go polubiłam. Gwałciciele, nawet pozorni, będący wyrazem skrytych fantazji czytelniczek albo autorki (podobno spora liczba kobiet fantazjuje to takim pozornym gwałcie), są dla mnie trudni do przyjęcia w romansie.

Minusem jest też motyw, którego nie lubię – czyli wymyślone królestwo - Ruthenia. Trudno jest umiejscowić takie państewko w środku Europy i wcisnąć wiarygodnie kit takiego kalibru komuś z tego rejonu. Nie udało się to również w tym przypadku. Ruthenię autorka umieściła na burzliwych Bałkanach, co jeszcze wydawało się być rozsądnym posunięciem. Niestety, autorka nie potrafiła uwiarygodnić swego wymyślonego państewka. Wiele razy podkreślone jest w książce, że zarówno książę, jak i jego świta to Słowianie, tymczasem wszyscy mają germańskie imiona (Rolfe, Oskar, Oswald itp.), zachowują się jak germanie skrzyżowani z Rosjanami, a z wyglądu odpowiadają typowym nordykom (wysocy, niebieskoocy blondyni).

Jest to książka pod pewnymi względami kontrowersyjna, pełna brutalnych szczegółów ale równocześnie dobra pod względem warsztatu. Ma sporo cech dobrego romansu – spore nagromadzenie emocji, stopniową zmianę w relacji między bohaterami: od nienawiści aż do miłości, ciekawe przygody, wartką akcję i sensowny styl. Jestem przekonana, ze sporej grupie czytelniczek może się podobać, mimo tych niedociągnięć, o których wcześniej pisałam. Według mnie zasługuje na 8/10, bo dobrze spędziłam czas i w pewnym sensie dałam się ponieść tej historii mimo tych rzeczy, które mi się nie podobały.
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".

 
Posty: 1140
Dołączył(a): 15 lipca 2013, o 09:13
Ulubiona autorka/autor: Balogh, Proctor, McNaught, Long, Craven, Graham

Post przez aur_ro » 16 października 2018, o 18:42

Tez nie lubie wymyslonych panstewek w takich ksiazkach.
Z tego samego powodu nie lubie romansow gdzie glownym bohaterem jest bogaty rosyjski biznesmen. ;)

Avatar użytkownika
 
Posty: 20831
Dołączył(a): 17 grudnia 2010, o 11:15
Lokalizacja: Rzeszów/Drammen
Ulubiona autorka/autor: Proctor, Spencer, Spindler i wiele innych

Post przez Kawka » 16 października 2018, o 20:47

Bogaty rosyjski oligarcha jest jednak bardziej prawdopodobny niż książę wymyślonego królestwa.
http://www.radiocentrum.pl

"...Gary (...) niedawno zerwał ze swoją dziewczyną z powodu niezgodności charakterów (charakter nie pozwolił jej zgodzić się na to, by Gary sypiał z jej najlepszą przyjaciółką)". Neil Gaiman "Nigdziebądź".


Powrót do Recenzje romansów historycznych

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość